Jestem ninją!

Przeglądałam sobie właśnie od niechcenia feed facebookowy, kiedy trafiłam na zdjęcie t-shirta stworzonego jakby specjalnie dla mnie. Zanim Wam ją jednak pokażę, zadam pytanie, które mnie w związku z tą koszulką naszło. Czy ja Wam właściwie mówiłam, czym ja się zajmuję na tym moim „kontrakcie”?

Nie? 

Otóż, jestem ninją. No, prawie. Co prawda nie biegam ubrana cała na czarno, a noże lepiej trzymać ode mnie z daleka (nie mówiąc już o katanach, czy innych shurikenach), ale lubię o sobie myśleć, że nawet bez tego – jestem ninją. Więcej!

Jestem:
Ta konkretna bluza pochodzi stąd, ale sama mam w domu identyczną dzięki połączonej mocy kolegów po fachu z facebookowej grupy tłumaczy.

Dzisiejszy wpis zostanie zatem w całości poświęcony temu, co sprawia, że tłumacz ma moim zdaniem pełne prawo do tytułowania się wielozadaniowym ninją na pełen etat. Historia w obrazkach.
1. Tłumacz nie śpi.
Źródło tego obrazka niestety nie jest mi znane, gdyż pochodzi on z jednego z facebookowych postów na grupie dla tłumaczy. A szkoda, po przybiłabym piątkę, temu kto tak trafnie przedstawił moje życie.
Jak każdy dobry superbohater (dajmy na to taki Batman), tłumacz nie postrzega nocy jako pory dnia przeznaczonej na spanie. Podobnie jak Batman, tłumacz rozprawia się z kolejnymi tekstami właśnie w nocy, w tym samym czasie wypatrując, czy też nasłuchując kolejnego znaku. że:
* niezbędne jest kolejne tłumaczenie, lub
* nadchodzi DEADLINE, czyli tłumaczowskie nemesis pierwszej klasy.
Jedym zdaniem: there is no rest for the wicked
 
2. Tłumacz posiada supermoce
Akurat taką koszulkę można dostać tutaj, ale pełno ich się namnożyło ostatnio w sieci.
Jako Polacy, rzeczywiście możemy pochwalić się umiejętnością posługiwania się jednym z najtrudniejszych języków świata. Tłumacz natomiast musi ogarniać nie tylko swój język ojczysty, ale dodatkowo jeszcze ten drugi (a nierzadko i trzeci) ze swojej pary językowej. Na poziomie hard. Zawód tłumacza wiąże się także z koniecznością posiadania dość rozległej wiedzy ogólnej i specjalistycznej (w wybranej dziedzinie). I tak, moją dziedziną, dość naturalnie i stopniowo staje się budownictwo.
3. Każdy tłumacz ma swojego wiernego sidekicka. A jest nim….
Źródło podane na grafice. I ponownie ukłony w stronę twórcy.
Kawa. Dzień bez kawy jest, najprościej rzecz ujmując, dniem straconym. Zwłaszcza jeśli jest się hardcorem na półtorej etatu i uznaje się jedynie własny pomiar czasu, dzieląc dobę na „praca”, „przerwa na zrobienie kawy”, „praca” oraz „wchłanianie kolejnej porcji wiedzy.  Ale nie zrozumcie mnie źle, w dużej większości my to naprawdę kochamy. I tylko dlatego to robimy.
4. Tłumacz stoi na straży moralności…gramatycznej.
Szczera prawda prosto od someecards.com

Tak naprawdę to prawdziwa misja i bolączka każdego tłumacza w jednym. Widzimy, i marzymy o poprawieniu, każdego błędu gramatycznego w całym internecie (a przynajmniej ja marzę!).  Za marzenia nie mogą człowieka zamknąć, ale przyznaję bez bicia, że nie jest to do końca zdrowe ani wygodne podejście.
Więc. czym tak naprawdę zajmuję się w swojej pracy? I na to mam odpowiedź zamieszczoną na koszulce:
To jest dokładnie to, z czym borykam się codziennie. Strzał w dziesiątkę, Trust me, I’m a translator.
To właśnie ta koszulka natchnęła mnie do zamieszczenia tego wpisu. I za to należą nam się dodatkowe brownie points. To od nas wymaga się kompletnej wiedzy na dany temat, podczas gdy bardzo często oryginalne teksty, które dostajemy, są tak bardzo dalekie od oryginału. Wyobraźcie sobie 10h dziennie tłumaczenia angielskich tekstów przygotowywanych przez Włochów na składny i ładny język polski.
To jest właśnie moje życie. I kocham je, nie zamieniłabym je na żadne inne. Czasem tylko muszę sobie przypominać, że jestem SUPERBOHATEREM. I po to właśnie jest ten post 🙂
~ CharmingGinger
P.S. Inspiracją dla tego wpisu (oprócz koszulki) był też post mojej przyjaciółki. O ten: CzarnyKotu.

6 uwag do wpisu “Jestem ninją!

Dodaj komentarz