Pamiętnik Ginger Jones: Tak spierniczyć umie tylko torunianka*

Masochizm stosowany?

Całkiem niedawno, bo w zeszły weekend, siedziałam sobie po turecku na kanapie i oglądałam kolejny filmik na YouTubie. To moja absolutnie ulubiona odmóżdżająca rozrywka nie zajmująca więcej niż 10 minut na raz, idealna na niedzielne popołudnie. Idyllę przerwał mi jednak głos T. w tle.

Ja nie rozumiem, jesteś na diecie i oglądasz ludzi przygotowujących jedzenie? Jesteś masochistką, czy co?

Prychnęłam, trochę zła.

Po pierwsze, nie jestem na diecie. Powiedziałabym raczej, że wmawiam sobie że zmieniam swój styl życia, pochłaniając kolejnego ryżowego wafelka z czekoladową polewą…Pycha! T. nie mógł jednak wiedzieć, że z tej okazji postanowiłam zacząć kurs gotowania dla opornych. Przecież nie będę mu mówić, jeszcze postanowi mnie z tego rozliczyć. A wtedy żegnajcie śniadania do łóżka!

Jajko i kura

Wiecie, to nie jest do końca tak, że nie umiem gotować. Z głodu nie umrę, potrawkę z kurczaka serwowałam już nie raz, nikt się nie zatruł. Najwyżej kurczak był lekko przypalony (ale tylko z wierzchu).  T. nauczył się już zeskrobywać tę pierwszą zwęgloną warstwę. A jak ziemniaki się rozgotują, robimy puree i wszyscy zadowoleni.

Większy problem jest z jajkami, w których się ostatnio rozsmakowałam. Tylko muszą być koniecznie na miękko, taka żółta słona papka w szklance kojarzy mi się z najlepszymi momentami dzieciństwa. No, ale jak już zdarzy mi się pomylić je z ziemniakiem, to i na twardo smakuje całkiem nieźle…

No dobrze, nie oszukujmy się, mam z gotowaniem pewien problem. Optymistycznie założyłam jednak, że jeśli zacznę od czegoś prostego, nie może się nie udać. A że czwartek jest dniem dobrym jak każdy inny, by zacząć realizować swe dalekosiężne plany, właśnie wczoraj postanowiłam spełnić się kulinarnie.

egg-944495_1920.jpg

Dwa składniki

Kiedy próbowałam nauczyć się grać na gitarze, szukałam piosenek, które dałoby się zagrać przy użyciu dwóch akordów. Niespodzianką było, że takie utwory w ogóle istnieją. Podobnie jest z daniami. Te najprostsze, a do tego w miarę zdrowe, rzeczywiście zawierają dwa składniki. A dwuskładnikowych placuszków z banana i jajka nie da się przecież spierniczyć…

Master Chef: Charming Ginger Edition

W czwartek wracałam więc z pracy w podskokach, marząc już tylko o ciepłych, pysznych placuszkach. Spędziłam sporą ilość czasu w Biedronce, wybierając jak najodpowiedniejsze banany i zaopatrzyłam się (na wszelki wypadek) w jeszcze więcej jajek. Wreszcie dotarłam do mieszkania.

Wierzcie lub nie ale od momentu przeprowadzki do Lubina, to był pierwszy raz kiedy włączyłam kuchenkę i wyciągnęłam (ciągle jeszcze nieodpakowaną) patelnię. Uśmiechnęłam się do siebie. Kto wie, może odkryję w sobie ukryte talenty?

Banany zamieniłam w niezbyt zachęcająco wyglądającą papkę za pomocą widelca. I nawet jajko udało mi się wbić bez niepożądanego współudziału skorupek. Co prawda daleko mi jeszcze do perfekcji „jednorękiego bandyty”, ale może YouTube i tego mnie nauczy?

Wymieszaj.

Ta breja naprawdę będzie za chwilę zdrową i słodką przekąską? Tak bez mąki?

Nie kombinuj.

Tak, to zdecydowanie powinien być jeden z obowiązkowych punktów w każdej książce kucharskiej ever. Bez kombinacji więc, nabrałam więc łyżkę stołową bananowo-jajecznej mikstury i przypomniałam sobie, że nie mam oleju.

Ani w lodówce, ani w głowie.

Wyjrzałam przez okno i po plecach przeszły mi ciarki na widok siąpiącego deszczu z czymś co próbowało udawać śnieg. Dopiero po chwili wzięłam się w garść. Pogoda nie powstrzyma mnie przecież przed upichceniem sobie wymarzonej kolacji! A właściwie w tej chwili bardziej przed pozbyciem się z miski klejącej bananowo-jajecznej katastrofy.

bananas-594354_1280.jpg

Czapka.

Szalik.

Płaszcz.

Kozaki.

Zimno, zimno, zimno.

Uff.

Piętnaście minut później, zmarznięta, przemoknięta, ale szczęśliwa, wróciłam dzierżąc w dłoni butelkę oleju rzepakowego. Polałam od serca. I nawet nie zapomniałam poczekać, aż się nagrzeje. Już za chwilę pierwsze trzy bananowe gluty wylądowały na patelnie i zaczęły skwierczeć. Pachniały też całkiem nieźle.

Przerzucam i…rzecz jasna z bananowego placuszka robi się bananowa jajecznica. No nic, następne będą mniejsze. Degustuję. Ugh, i z pewnością nie totalnie skąpane w oleju.

Trochę już sfrustrowana, zamaszyście wyrzucam swoje kuchenne kreacje do kosza. Zahaczam przy tym łokciem o miskę. Trzask i plask mówią mi dobrze, co się właśnie wydarzyło. Zanim się obejrzę, mielę w ustach przekleństwo.

Nie dla mnie Master Chef. To może ja lepiej oddam fartucha dobrowolnie?

apron-707513_1920.jpg

*post z przymrużeniem oka

 

 

 

 

 

15 uwag do wpisu “Pamiętnik Ginger Jones: Tak spierniczyć umie tylko torunianka*

  1. Oddawaj fartucha!
    A tak serio: Od kiedy Cię znam facepalmuję na widok Twoich kuchennych poczynań. Myślę jednak, że jakbyś nastawiła się, że Ci się uda i skupiła się na tym co robisz to jest duża szansa, że wyjdzie. Dodatkowo pewnie stresujesz się, że nigdy nie dorównasz naszej Mrówce, która (nie łudźmy się) jest tutaj absolutnym wspaniałym Gordonem Ramsayem.
    Poza tym! Zróbmy niedługo jakieś pancakes!

    Polubione przez 1 osoba

  2. a ja tam do książek kucharskich nie zaglądam:) zawsze kombinuję i dobrze na tym wychodzę i Łukasz może powiedzieć to samo – móóówię Tobie, jego makarony to jest mistrzostwo świata:) może pozwoli się którymś ze swoich autorskich przepisów kiedyś na blogu podzielić 😀

    Polubione przez 1 osoba

    • Moja mama twierdzi, że jej zaczęło wychodzić jak wyszła za mąż. Szybko wyszła za mąż. Mnie za to do małżeństwa niespieszno. Ale kto wie, może jak już kiedyś wyjdę za tego jedynego to się „nawrócę” na kucharzenie 😉

      Polubienie

Dodaj komentarz